niedziela, 30 listopada 2014

6-9/30 30 dniowe wyzwanie "Myśl pozytywnie"

Jako że pora nadrobić zaległości: oto 5 pozytywnych rzeczy, które spotkały mnie dnia:
6:
1. Dzień wolny
2. Odkryłam świetny filmik motywacyjny LINK
3. Zrobiłam pyszny krem z brokuła
4. Udało mi się znaleźć czas na zrobienie rozgrzewki, klatki piersiowej i pleców, pośladków oraz  rozciągania z Mel B, boczków z Tiffany, 8 minute abs oraz krótkiego cardio STĄD
5. Obejrzałam film "W pogodni za szczęściem" (cudowny!)
7:
1. Drugi dzień wolny
2. Zaliczyłam świetną imprezę andrzejkową (no, przedandrzejkową ;)) z koleżanką
3. Wytańczyłam się za wszystkie czasy
4. Spotkałam starych znajomych
5. Koleżanka, której nie widziałam 5 lat powiedziała że bardzo mocno schudłam (ostatnio widziała mnie 14kg temu ;)
8:
1. Pomimo, że z imprezy wróciłam po 3, a musiałam być w pracy na 12 - czułam się całkiem rześko
2. Spokojny dzień w pracy
3. Szybko minął mi czas
4. Obiad z przypadkowych resztek domowych okazał się rewelacyjny w smaku
5. Po powrocie do domu okazało się, że nikogo nie ma i mogłam zrelaksować się w spokoju
9:
1. Pyszne ciasto czekoladowe z koleżanką (ciiiiii....;))
2. Pomimo, że nie spałam zbyt długo miałam wyjątkowo dużo energii
3. Udało mi się zrobić naprawdę dużo z "rzeczy do zrobienia"
4. Czas spędzony na obowiązkach minął naprawdę szybko
5. W momencie gdy zaczęłam marznąć na przystanku, autobus na który czekałam pojawił się kilka minut przed czasem

czwartek, 27 listopada 2014

Ulubione przepisy dietetyczki: Egzotyczne pancakes na mące kokosowej

Składniki na 2 porcje:

  • 2 łyżki mąki kokosowej (40g)
  • 3 łyżki mąki ryżowej (45g)
  • Nieco ponad szklankę maślanki (220g)
  • 1 łyżka stewii w proszku (użyłam tej)
  • 1 duże jajko (60g)
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 1 łyżeczka sody
  • 2 łyżki jogurtu greckiego (60g)
  • 2 łyżki przecieru z mango
  • 1/2 małego banana (50g)
Jajko wymieszać chwilę trzepaczką z maślanką i stewią. Dodać mieszankę mąk z proszkiem do pieczenia i sodą. Wymieszać delikatnie. Z początku masa wyda się nam dość rzadka, jednak po chwili mocno zgęstnieje (wynika to z higroskopijnych właściwości mąki kokosowej, która stopniowo "wciąga" płyny) - w razie potrzeby można dodać jeszcze trochę maślanki. Smażyć małe placuszki na patelni dobrej patelni teflonowej bez dodawania tłuszczu (Uwaga: Jak dobrze widać, w przepisie nie ma oleju. Nie dałam go... przez przypadek w wyniku zbytniego zaspania z rana ;-) placki wyszły równie dobre, choć miały delikatniejszą strukturę i trzeba było ostrożniej je przewracać podczas smażenia. Dodatek oleju roślinnego (3 łyżki, około 30g) sprawi, że będą się lepiej trzymać i będą smaczniejsze, ale należy się liczyć z faktem, że na porcję zwiększy się ich wartość energetyczna o jakieś 130 kcal).
Podawać z 2 łyżkami jogurtu greckiego polane przecierem z mango z pokrojonym w plasterki bananem. Smacznego! :-)


Wartość energetyczna 1 porcji:
Energia: 390 kcal
Białko: 25,2g
Tłuszcz: 13,4g
Węglowodany: 42,6g
Cholesterol: 111,3g
Błonnik: 14,44g


środa, 26 listopada 2014

5/30 30dniowe wyzwanie "Myśl pozytywnie"

5 pozytywnych rzeczy dzisiejszego dnia:
1. Dzień w pracy minął bardzo szybko
2. Telefon od najlepszej przyjaciółki
3. Grzane winko z koleżanką na rynku
4. Pomimo ogólnego zalatania znalazłam czas na 8min abs i pośladki z Mel B ;-)
5. Gorąca kąpiel po lekkim zmarznięciu na zewnątrz ;-)

wtorek, 25 listopada 2014

4/30 30dniowe wyzwanie "Myśl pozytywnie"

5 pozytywnych rzeczy dzisiejszego dnia:
1. Znów fartem zdązyłam na autobus, mimo że wyszłam za późno w domu
2. Miałam spokojny dzień w pracy
3. Ani razu nic mnie nie zdenerwowało
4. Moje włosy po nałożeniu na cala noc oleju migdałowego nie wymagały dzisiaj prostowania
5. Szczera rozmowa z dobrą koleżanką

poniedziałek, 24 listopada 2014

3/30 30dniowe wyzwanie "Myśl pozytywnie"

5 pozytywnych rzeczy dzisiejszego dnia:
1. Miałam dzień wolny
2. W końcu po wielu próbach naleśniki z mąki ryżowej i kokosowej wyszły idealnie
3. Obiad z całą rodzinką
4. Ćwiczenia z Mel B i 8minute abs
5. Okazało się, że pewna "szansa" wciąż jest aktualna ;-)

niedziela, 23 listopada 2014

2/30 30dniowe wyzwanie "Myśl pozytywnie"

5 pozytywnych rzeczy dzisiejszego dnia:
1. Zdążyłam na autobus bo przyjechał 2 minuty później niż powinien
2. Zjadłam z przyjaciółką trochę czekolady Milka Bubbly
3. Dostałam za darmo pewien produkt ekologiczny, do kupienia którego przymierzałam się od kilku dni
4. Czułam się wyjątkowo dobrze, pomimo kobiecych przypadłości
5. Kolega podrzucił mnie wieczorem do domu, dzięki czemu nie musiałam marznąć na przystankach

sobota, 22 listopada 2014

1/30 30dniowe wyzwanie "Myśl pozytywnie"

5 pozytywnych rzeczy dzisiejszego dnia:
1. Wyspałam się
2. Klient w pracy powiedział, że mam piękny uśmiech
3.Pracowałam z dwoma ulubionymi koleżankami
4. Odwiedziła mnie przyjaciółka w pracy
5. Jadłam na kolację ulubione krewetki z czosnkiem :-)

piątek, 21 listopada 2014

Zasada nr 37. Myśl pozytywnie! | 30-dniowe wyzwanie!


Zauważyliście jak wiele zmienia stan naszej psychiki? Jak bardzo wpływa na nasze ogólne funkcjonowanie i to, co się wokół nas dzieje? Mam za sobą lekturę dwóch książek "Sekret" Rhondy Byrne oraz "Potęga Podświadomości" Josepha Murphego i pomimo posiadania umysłu typowo analitycznego i raczej preferującego naukowe i zbadane prawdy o człowieku, zaczęłam zastanawiać się "a może....?".
A może poza czynnikami biologicznymi, fizycznymi oraz chemicznymi wpływającymi na funkcjonowanie naszego organizmu, jest także coś silniejszego, co powoduje ich wyzwolenie, co pozwala im na zadziałanie? Coś takiego jak siła naszego umysłu.
Kończąc ten górnolotny wstęp, chcę zwrócić uwagę na to jak wiele zmienia nasze nastawienie. Czytaliście kiedykolwiek historie osób, które schudły 20kg lub więcej? Zwykle piszą one o determinacji i pozytywnym nastawieniu. O tym, że nawet w chwilach zwątpienia, nawet w momentach kiedy ich waga wskazywała więcej niż powinna nie poddawały się, bo wiedziały że się uda? A teraz zastanówmy się dlaczego nasze wielokrotnie podejmowane próby zrzucenia nadmiernej masy ciała kończyły się najczęściej niepowodzeniem. Czytając pamiętniki na vitalii moją uwagę zwraca zawsze fakt, że każdy zastój wagi, każdy minimalny, nawet 100-gramowy wzrost na wadze, kończy się psioczeniem na cały świat, na brak sensu podejmowania jakiejkolwiek walki. Co dzieje się później? Następuje cała lawina podobnych wpisów. Negatywna myśl zapoczątkowuje całą serię niekorzystnych wydarzeń. Teraz drugi przykład pamiętników - ich autorki cały czas są pozytywnie nastawione do świata. Cały czas ich masa ciała regularnie spada. W momencie minimalnego przyrostu bądź zastoju piszą zwykle "waga stoi/minimalnie urosła, ale cały tydzień ćwiczyłam i dieta była idealna więc się nie przejmuję", "waga stoi, ale mój tydzień był wyjątkowo udany", "waga rośnie, ale przytrafiło  mi się coś cudownego" - neutralizują to, co może wywoływać negatywne emocje, czymś zupełnie przeciwnym. Co się zwykle obserwuje później? Serię sukcesów i niespodziewanie duże spadki.
Być może jest to kwestia przypadku, ale być może tak budujące działanie ma nas pozytywne nastawienie.
Jedno co wiem na pewno: negatywne myśli niszczą. Rok 2014 pomimo ukończenia studiów w bardzo dobrym wynikiem, z wielu prywatnych powodów nie był dla mnie zbyt łaskawy. Złość, zazdrość i wieczne niezadowolenie powodowały, że wciąż coś mi nie wychodziło. Na dodatek, ludzie unikają kontaktów z osobami które wiecznie marudzą, którzy wiecznie podkreślają swoje niepowodzenia. Ludzi z wiecznym grymasem na twarzy. A sami to w sobie wyzwalamy. Zamiast każdą wpadkę traktować jako kolejne doświadczenie, zwykle robimy z tego koniec świata i powód do rozpaczy.
Nie wiem jak Wy, ale ja z tym kończę. Na dobre.
Wyzwaniem dla mnie na kolejny miesiąc jest robienie listy. Codziennej listy 5 pozytywnych rzeczy, które przytrafiły mi się w ciągu dnia. Żeby dostrzec, że każdy w życiu ma trochę szczęścia.
I żeby jednak dobrze wspominać ten rok :-)
Kto ma ochotę niech dołącza. Bądźmy szczęśliwi!

czwartek, 20 listopada 2014

Zasada nr 36. Nie porównuj się z innymi.


Zastanawialiście się, jak wiele z Waszych decyzji opartych było na zdaniu lub działaniu innych? Nie obejrzeliście jakiegoś filmu, bo X stwierdził że jest jest beznadziejny - choć opis wydawał Wam się niezwykle atrakcyjny. Nie podjęliście decyzji o rozpoczęciu własnej działalności, bo Y zaryzykował i teraz ledwo wiąże koniec z końcem. Nie podjęliście się danych ćwiczeń, bo Z napisała na forum, że nie dają żadnych rezultatów? Całe Wasze życie opiera się na "kto, co, gdzie, kiedy i za ile?"
Dużo osób zaczęło swoją przygodę z odchudzaniem nie ze względu na nadwagę, czy wysoki poziom tkanki tłuszczowej w organizmie, ale dlatego że odstawali oni od swoich bardzo szczupłych znajomych. Powodowało to, że nie czuli się oni dobrze, i chcieli za wszelką cenę dopasować się do otaczających go osób. Obecnie jednak największym problemem są media które kreują nierealny wręcz ideał sylwetki. Bo kobieta najlepiej wygląda przecież w rozmiarze 34 (a nawet 32 jak da radę!), a kaloryfer mężczyzny - oczywiście dokładnie naolejowany by błyszczał - musi być widoczny z odległości kilometra. Bo która z nas nie chciała by wyglądać jak owa modelka mając takiego faceta przy boku... No właśnie, a po co? Czy byłoby lepiej gdybyśmy wszyscy byli tacy sami?
Zawsze uważałam, że posiadanie wzorca, swoistego autorytetu jest rzeczą bardzo ważną i bardzo pozytywną, jednak obecnie zbyt wielką wagę kładziemy na opinii innych osób. Nie obejrzymy filmu, bo X uważa że był słaby - nie bierzemy jednak pod uwagę tego, że może nie być on fanem takiego kina, jakie my preferujemy. Y nie radzi sobie z prowadzeniem własnej działalności, więc my się od tego powstrzymujemy - ale czy wzięliśmy pod uwagę to, jak dużą ma on konkurencje i czy jego reklama była wystarczająca? Z nie osiągnęła rezultatów danymi ćwiczeniami, ale kto jest w stanie powiedzieć czy wykonywała je poprawnie? Czy nie objadała się zbytnio w trakcie planu treningowego i czy nie robiła sobie nadmiernej ilości przerw?
Powstrzymujemy się od realizacji naszych planów, bo inni ich nie zrealizowali.
Chcemy być wyjątkowi, jednak nasze działania dążą do tego by być takimi samymi jak inny.
W kwestii już samego odchudzania. Jak wiele z nas patrzy z zazdrością na swoje szczupłe koleżanki jedzące czekoladę? Pokażę Wam tradycyjnie na swoim przykładzie. Zawsze zazdrościłam koleżance z liceum, że jest szczuplutka i może jest absolutnie wszystko (często zjadała w szkole całą czekoladę podczas jednej przerwy).  Niesprawiedliwe? Bo szybki metabolizm, bo dobre geny? Niekoniecznie. Koleżanka ta jak się potem okazało, wcale nie zjadała wiele w ciągu dnia, co było przyczyną szczupłej sylwetki. W szkole zjadła może i kanapkę, czasem i dwie, ale to był dla niej pierwszy posiłek, potem cała czekolada, potem obiad w domu... a potem jakiś wafel ryżowy, jakiś banan i ewentualnie jakiś jogurt. W międzyczasie jeszcze treningi z koszykówki. A ja - mentalnie otyła - niby wiecznie na diecie, ale ciągle musiałam coś jeść (dodam, że nie zawsze "dietetycznego", plus zasada że jak podjem coś z garnka i nie nałożę sobie na talerz to się nie liczy ;-)). Do tego zero ruchu. Niesprawiedliwość, że ona jest szczupła a ja miałam sporą nadwagę? Po latach zdecydowanie jej nie widzę.
Nie warto porównywać się z innymi i cały czas kierować się ich opinią. To że nasza koleżanka ma rozmiar 34, nie znaczy że my wyglądamy jak kaszalot w rozmiarze 38 (to nie są moje słowa, to rzeczywiste określenie jednej z dziewczyn udzielających się na forach dotyczących odchudzania). To że ktoś nie doznał efektów ćwiczeń, nie znaczy że nie warto się ich podejmować (bo ćwicząc dzień w dzień nawet 30min dziennie nie da się NIE MIEĆ efektów). To, że ktoś jest szczupły pomimo jedzenia pozornie dużej ilości słodyczy, nie znaczy że ma "lepszy metabolizm" niż my (bo ogólnie może jeść mało albo dużo ćwiczyć... albo jedno i drugie).
Zawsze miejmy swoje zdanie, zawsze róbmy swoje i realizujmy się starając się nie patrzeć na innych. Zauważaliście że tacy ludzie są najszczęśliwsi?

czwartek, 6 listopada 2014

Dlaczego zaczęłaś/zacząłeś się odchudzać?



Pytanie teoretycznie proste - żeby schudnąć. Pytam jednak o zupełnie pierwotny motyw walki z nadprogramową masą ciała.
Jeśli chodzi o mnie...
W zasadzie już w podstawówce zaczęłam dostrzegać, że jestem znacznie "większa" niż moje koleżanki z klasy. Problemem (oczywiście ówczesnym) był także mój wzrost - już wtedy byłam wyższa co najmniej o głowę od innych dzieci. Jedną z większych traum dla mnie w tym czasie była konieczność kupienia butów na komunię... w dziale dla dorosłych (rozmiar 39!). Pomijając kwestię obuwia, moim największym problemem była niepohamowania miłość do słodyczy oraz chipsów, kupowałam je w sklepiku szkolnym dość często (nowa ustawa o zakazie sprzedaży - rewelacja!), co jak nietrudno się domyślić poskutkowało przyrostem masy ciała. Po raz pierwszy zaczął mi znacznie przeszkadzać w gimnazjum. W wieku 15 lat zaczęłam po raz pierwszy się odchudzać - wiadomo, chciałam się podobać chłopakom ;-) Oczywiście, z marnym skutkiem. W wieku 16 lat przeszłam na dietę 1000 kcal. Schudłam 12 kg w 2 miesiące, po czym w bardzo krótkim czasie przytyłam 15. Od tego czasu do końca liceum przeszłam dietę kapuścianą, ponownie 1000 kcal (niczego się nie nauczyłam!), South Beach, chwilo niełączenia, ryżowo-jabłkową... W wieku 19 lat, kończąc liceum, mierzyłam 174 cm ważąc 84 kg. Zdałam maturę, miałam iść na medycynę... niestety progi dostania się przerosły moje możliwości ;-) Papiery miałam złożone już na innej uczelni... I nagle dowiedziałam się, że po raz pierwszy w moim mieście uruchomili kierunek Dietetyka. Może brzmi to absurdalnie - ale dla mnie to było jak znak, jak grom z jasnego nieba - wiedziałam, że to jest to co chcę... mało tego! Co muszę robić! Wiedziałam też, że dzięki temu w końcu sama schudnę. Początki nie były łatwe, w jednym z pierwszych wpisów na vitalii wspominałam jak źle czułam się mając nadwagę i perspektywę tego, że to czy schudnę zaważy prawdopodobnie na mojej przyszłości. Ale im więcej się uczyłam, im więcej wiedziałam, tym bardziej - czasem nieświadomie - wprowadzałam to w życie. Na studiach było różnie, miewałam momenty zwątpienia czy studiowanie tego kierunku z różnych względów ma jakikolwiek sens. Minęło 5 lat, zostałam magistrem dietetyki... ważąc 14 kg mniej niż na początku mojej przygody.
Czy było warto? BYŁO, I TO BARDZO!
A Wy? Dlaczego zdecydowaliście się schudnąć? I jeśli Wam się udało to co Wam pomogło?