wtorek, 30 września 2014

Zasada nr 12. Jeśli coś planujesz, trzymaj się założeń

[Wpis archiwalny z vitalia.pl]

Wpis ten dedykowany jest dla miesiąca grudnia. Powód? Dopiero się zaczął, ma 31 dni, i kończy się wydarzeniem na które każdy chce wyglądać maksymalnie dobrze ;-) Wchodząc wczoraj na vitalię (a robiłam to kilkakrotnie w ciągu dnia) zauważyłam, że większość pamiętników zyskała nowe wpisy - na temat tego, co w grudniu będzie lepiej w kwestiach diety, ile ćwiczeń zostanie wykonanych, ile km pokonanych, ile wyzwań ukończonych, ile kg zrzuconych...itd.
I wiecie co? Sama postanowiłam nie być gorsza! Chociaż już od jakiegoś czasu nie mam parcia na szybkie efekty, pomyślałam "co mi szkodzi spróbować". Tym bardziej że pisałam ostatnio o moim zakończonym karnecie i potrzebie znalezienia sobie ćwiczeń, które mogłabym robić w domu przez ten miesiąc kiedy nie będę chodzić na siłownię. Rozpracowywałam grafik chyba z 2 dni, bo nie mogę przez miesiąc zostać przy jednych ćwiczeniach. Bardzo szybko się nudzę i wiem, że po tygodniu miałabym dosyć a myśl o kolejnych 3... nie nie ;-)
Na co się zdecydowałam?
1. Squat challange - Jedyny stały element mojego grafiku. Same przysiady są dość monotonne, ale po wczorajszym starcie stwierdzam, że wykonywane wieczorem przy jakimś serialu są całkiem znośne!
2. Callanetics - zachęcona pozytywnymi opiniami postanowiłam się podjąć. Co drugi dzień, bo spocić też się lubię.
3. Mel B - wybrałam 15min. cardio, 10 minutowy trening klatki piersiowej i pleców, 10 minutowy trening brzucha i 10 minutowy trening pośladków. To co drugi dzień (na zmianę z Callaneticsem) w 1 i 3 tygodniu (mówiłam że nakombinowałam z tymi ćwiczeniami ;-).
4. 8-minutówki - 8minute arms, 8minute abs, 8 minute buns - uwielbiam te ćwiczenia i zawsze co jakiś czas do nich wracam. Dodam do nich na początek 15 min. cardio z Mel B - tak żeby się dobrze rozgrzać ;-) One też co 2 dzień na zmianę z Callaneticsem, ale w 2 i 4 tygodniu.
Ogólnie uważam że mój grafik jest całkiem niezły, codziennie ma 40-50min ćwiczeń więc czas który zawsze powinnam mieć możliwość gdzieś w swój dzień wcisnąć. Dlaczego nie więcej? Bo wiem, że będą dni że nie będzie mi się chciało lub będę ograniczona czasowo. A ja lubię robić REALNE założenia. zwłaszcza że mam w nich wytrwać 31 dni.
Wracam do tytułu dzisiejszej zasady. Jeżeli już coś postanowimy - starajmy się realizować to w 100%. Dlatego też nie planujmy codziennych ćwiczeń po 2-3h, bo zapewne przez kilka dni nam się uda, a potem zapał minie i zostanie tylko żal, że znów się nie udało. Lepiej zaplanować 30min. - zrobimy więcej, rewelacja! Zrobimy tylko 30min - i tak zgodnie z planem. To samo tyczy się jedzenia. Pisałam już kiedyś o tym, że jeśli uwielbiamy słodycze ciężko będzie nam je całkowicie wyeliminować. Lepiej ograniczyć się do 1-2 niewielkich porcji na tydzień. Albo np. nie zakładajmy, że codziennie będziemy jeść 2 jabłka, jeżeli normalnie za nimi nie przepadamy. Ja osobiście lubię, ale raz na jakiś czas. Jabłka totalnie mi nie wchodzą w dużych ilościach, czasami nawet jedno małe jest mi ciężko "zmęczyć". Wolę pomarańcze, mandarynki (zwłaszcza ze teraz jest na nie sezon). To samo tyczy się chleba chrupkiego (np. Wasa). Są osoby, które go naprawdę lubią - w takim przypadku oczywiście jedzenie jest wskazane, ale... jeśli zaczynamy wciskać go w siebie wyłączenie na potrzeby diety, a w gruncie rzeczy mamy wrażenie że jemy sprasowane trociny (tak, to moja opinia) - darujmy sobie, bo z realizacją planu pt. "jem chleb chrupki, bo normalny ma za dużo kalorii" na pewno nam nie wypali. Podobnie ma się sprawa z np. piciem zielonej/czerwonej herbaty. Zauważalne właściwości odchudzające wykazują dopiero po wypiciu kilkudziesięciu filiżanek, czyli po nierealnej do spożycia ilości, a smak nie każdemu odpowiada. Ja zieloną lubię, więc od czasu do czasu sobie popijam (ale nie codziennie), więc jeśli ktoś preferuje to jak najbardziej. Ale czerwonej? Kijem bym nie tknęła. A prawda jest taka, że lepsze efekty dadzą nam ćwiczenia wykonane w czasie, który normalnie poświęcilibyśmy na zaparzenie i wypicie tych "pyszności";-)
Co do czasu założeń: moim zdaniem nie ma co robić planów na dłużej niż miesiąc. Bo jak dobrze wiemy... plany aż za często się zmieniają ;-)
Co by mój grudniowy plan ćwiczeniowy był bardziej jasny i przejrzysty, przedstawiam go w postaci kalendarza. Wisi przy biurku w aż nadto widocznym miejscu, żebym się przypadkiem któregoś dnia nie zapomniała ;-)

Póki co idzie zgodnie z planem, ale to dopiero 4 dni.
Dostałam sporo komentarzy od Was, że nie robicie planów tylko działacie. Otóż w moim przypadku tak to do tej pory działało... dopóki chodziłam na siłownię. Po prostu wchodziłam na grafik fitness clubu, patrzyłam na co w dany dzień mam ochotę i wychodziłam z domu. Ale ćwicząc w domu sprawa się nieco komplikuje. Brakuje tu tego elementu rywalizacji, kiedy już nie możesz, myślisz że nie masz siły, a osoba obok Ciebie, która wydawałoby się że wygląda na mniej sprawną ciśnie ostro i nawet się prawie nie poci ;-) może i brzmi okropnie, ale fakty są takie że 90% z nas lepiej radzi sobie z wyzwaniami... porównując się z drugą osobą.
A robiąc ten grafik poniekąd planowałam odnaleźć w warunkach domowych elementy siłowni. Publikuję go na vitalii, bo wiem że tym samym moja motywacja wzrośnie (bo tyle osób wie o moich planach że wstyd byłoby się w którymś momencie poddać), będę mogła się z kimś porównywać czytając pamiętniki ("o matko, ona tyle dziś ćwiczyła a ja jeszcze nie ruszyłam palcem?!") i może odważę się pokazać efekty (owszem, zdjęcia startowe zostały zrobione ;-)
Mam nadzieję, że rozumiecie o co chodzi. Bo oczywiście - ćwiczę głównie dla siebie, ale... mając możliwość pewnego rodzaju rywalizacji okazuje się, że jestem w stanie pokonać swoje własne słabości. Taki typ charakteru, wybaczcie ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz