[Wpis archiwalny z vitalia.pl]
Owszem, można działać spontanicznie ale... wiele badań wykazało, że trzymanie się konkretnego planu daje nam poczucie kontroli (a kto tego nie lubi), przez co mamy większe szanse na odniesienie sukcesu. Oczywiście, planowanie działań na całe 10 tygodni mija się nieco z celem, bo jak wiadomo życie nas często zaskakuje i nasze plany może - brzydko mówiąc - trafić szlag. Lepiej planować tydzień po tygodniu. Przekonałam się o tym na własnej skórze, gdyż większość z moich 40 dniowych planów postnych po prostu nie wypaliło. Trochę mnie to podminowało, bo jak większość z nas należę do osób które źle znoszą porażki. Jak dobrze wiecie planowałam również ćwiczenia na miesiąc - z tym było lepiej, ale czasem wypadał mi taki dzień, że myśl o ćwiczeniach o 23 ze świadomością że następnego dnia wstaje po 6 mnie po prostu dobijała. A takie coś mija się już z celem. Obecnie planuję co tydzień - kiedy będę ćwiczyć i mniej więcej co będę jeść - i muszę przyznać że sprawdza się to całkiem przyzwoicie.
1. Ilość kilogramów które chcemy zgubić. Plan musi być realny. U mnie jest to ostatnie 5-6 kg, a przede wszystkim spalenie nadmiaru tłuszczu!
2. Prowadzenie dzienniczka żywieniowego - o jego zaletach wspominałam w jednym ze wcześniejszych wpisów
3. Ćwiczenia które chcemy wykonać. Nie chodzi mi tutaj o konkretny grafik, ale np. o wyzwania których chcemy się podjąć - przysiadowe, deski, Mel B, brzuszki
4. Słabości, które chcemy pokonać - u mnie jest to niechęć do treningów cardio
5. To jak chcemy wyglądać do wakacji (mi nawet bardziej niż na samym schudnięciu zależy na ujędrnieniu ciała)
6. I to w jaki sposób chcemy tego dokonać :-)
Wpis podsumowujący troszkę to, o czym wspominałam już nie raz wcześniej, ale myślę że istotny przed kolejnymi świętami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz